poniedziałek, 9 listopada 2015

12 ~ musi się udać


W niedziele trochę nie poszło tak, jak planowałam. W sumie podejrzewałam, że tak będzie. Niedziela zawsze wszystko psuje i humor i dietę. Jednak się cieszę, że w sobotę mi wyszło, bo bywało i tak, że cały weekend miałam zepsuty co rujnowało cały tydzień.
Zjadłam w niedziele jakieś 700 kcal do 13, a potem już nic. Ale do końca dnia czułam pełność w żołądku i jakieś 10 kg cięższa.
Dzisiaj było jakieś 400 rano i do końca nic. Jutro planuję głodówkę, żeby odrobić te dwa dni. W środę też bym zrobiła, ale nie wiem jak wyjdzie, bo po pierwsze dzień wolny i nie wiem czy będę miała co robić, by nie myśleć o jedzeniu, a poza tym w czwartek i tak wypada głodówka według planu. Zobaczymy. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie jak najlepiej.

Wiecie co, czasem mam myśli, że osiągnęłam już tyle, straciłam tyle kilogramów i to w sumie nie małe osiągnięcie i mam ochotę rzucić to wszystko za sobą. Ale zaraz potem widzę, jak wyglądam i jak bym chciała wyglądać to po pierwsze, a poza tym, nie mogę znieść uczucia pełności, ciężaru w żołądku. To silniejsze ode mnie.
Do świąt trzeba zrzucić, bo to już niedługo, a nie wiadomo ile w ciągu świąt może przybyć, więc wypadałoby się zabezpieczyć na wszelki.
Właśnie, święta. Przeraża mnie to. Jedzenie, dużo jedzenia.
A raczej to jak będę wyglądać po tych świętach..

sobota, 7 listopada 2015

11 ~ zgniłe serce


Nie jest najlepiej, wiecie? Ale i tak jestem z siebie dumna.
Dzisiaj piąty dzień, czyli 100 kcal. Zjem jakiś rosołek w dzień i myślę, że jakoś przejdzie.
Mimo, że w tej diecie niby owoców można jeść nieograniczoną ilość, to i tak tego nie wykorzystuję tak mocno, chociaż są zdrowe i przecież od nich nie utyję.
Powiedzieli, że schudłam znowu. Nie wiem jak na mnie patrzą, że to widzą. Raz ktoś nazywa mnie klocem, raz chudą. I weź uwierz komukolwiek na słowo.
Boję się trochę, bo weekend i, że to zepsuję, bo jestem w domu, są rodzice. Ale nie chcę zepsuć.
Po 4 dniach diety na wadze mam

59.4 kg

Nie pamiętam jakie kiedyś miałam tempo chudnięcia, ale takie jakie mam teraz to chyba takie w sam raz?

W ogóle ta pogoda mnie osłabia i zniechęca.
Ciężko mi wstać, szukam jakiś wymówek i wykręceń od codziennych obowiązków, a i tak skończy się jak skończy, bo nie mam sił nawet na ich wymyślenie. Niech ta zima minie jak najszybciej i będzie słońce. Ogrzeje może trochę moje serce.

wtorek, 3 listopada 2015

10 ~ nie chcę tam wracać

Żal mi siebie tak bardzo mocno.
Nie zaglądałam do was, żyłam na chorych dietach, a teraz wracam jak marnotrawny syn z prośbą, że jest tu jeszcze dla mnie jakieś miejsce.
Otóż moja dieta w przeciągu ostatniego miesiąca opierała się na 2-3 dniach głodówki, a następnie trzeciego dnia miałam napad. Wiedziałam, że to nie będzie nic dobrego, ale nie wiedziałam, że aż tak. Nie wiedziałam, że przekroczę pułap 60 kg. Czuję się okropnie. Ważę 61 kg...
A jeszcze nie dawno 57 i byłam tak blisko swojego celu, zaledwie parę kilogramów.
Mój mózg eksploduje, mam natłok myśli. Raz patrzę na siebie i myślę, że i tak jestem gruba, więc jak zacznę jeść to nic się nie zmieni. Innym razem, widzę swoje niektóre kości i myślę, jeszcze trochę, a będę jak powietrze, a zawsze tego chciałam. Raz widzę siebie grubą, raz szczupłą. Mam rozdwojenie wzrokowe i nadbagaż jakichś 10 kg.


W związku z powyższym doszłam do wniosku, że potrzebuję kontroli, coś, co będzie mnie trzymało w ryzach.


Nie jest to całkowita głodowka i nie wiem jak mój organizm na to zareaguje, ale muszę w końcu zrobić coś, co zapewni mi stabilizację, bo niedługo dobije do 65 a wtedy to już niedaleko do załamania, obżarstwa i witajcie ponownie 16 kg, które zgubiłam.
Zaczęłam ją już od wczoraj i zgodnie z tym co pisze, powinnam zjeść dziś około 500 kcal, ale ze względu na to co zobaczyłam dziś na wadze, bo zważyłam się by wiedzieć jak zaczynam, a jak skończę z tą dietą, robię dziś głodówkę. Muszę. Muszę się przeczyścić. 
Będę ważyć się codziennie i zdawać wam z tego relację. Trzymajcie kciuki.

środa, 7 października 2015

09 ~ chcę zatrzymać dziś czas i na zawsze utrzymać ten stan


Chyba już się pozbyłam złudzeń.
Zawsze jak zaczynam mieć nadzieję, to wydarzy się coś co, całkowicie mi ją odbierze. I znowu przeklinam świat, załamuje się, chcę się zagłodzić na śmierć, a w zamian za to objadam się, żeby ukoić ból.
I chyba wolę nie czuć nic, żyć z dnia na dzień i niczego nie oczekiwać.
Nie jeść, zjeść coś raz na jakiś czas i znikać, powoli znikać.
Nie będę normalna, mamo. Nigdy nie będę traktować posiłku jako ujarzmienie głodu, tylko jak słabość, jak coś, czego będę później żałować.
Mam plan, żeby do moich urodzin osiągnąć 52 kg. To osiągalne. Mam miesiąc. Jestem w stanie to osiągnąć, muszę tylko w siebie uwierzyć i przestać napierać i tak mocno to przeżywać. Dam radę.

poniedziałek
                      ~0
wtorek
                      ~0
środa
                      ~500 kcal

środa, 30 września 2015

08 ~ prosiłem o śmierć, a zamiast tego jestem żywy

Nie wiem co jest ostatnio z nami nie tak. Wciąż się kłócimy, sprzeczamy, odchodzimy i wracamy. Ale czy tym razem też tak będzie?
Zawsze wydawało mi się, że trafiłyśmy na siebie, bo takie było przeznaczenie. Poznać Ciebie, osobę, która rozumie mnie jak nikt inny.
Wzloty i upadki, płacz i śmiech, ale zawsze w środku czułam, że jesteś dla mnie wszystkim. Skoczyłabym za Tobą w ogień.
Ale wszystko jest nie tak, przez moje problemy psychiczne, moje zaburzenia odżywiania, a przy tym zaburzenia widzenia siebie w obiektywnym świetle.
Zamiast tego wyznaje romantyczny subiektywizm, który niszczy wszystko w moim życiu.
Każdy mi powtarza, że schudłam ' strasznie ', a ja nie wiem, jak to jest, nie widzę tego. Nadal jestem dla siebie czymś obrzydliwym, na co nigdy bym nie spojrzała, gdybym nie musiała. Nie chcę niczego stracić, chcę po prostu poczuć się dobrze w swojej skórze, a ludzie mówiąc takie zbędne komentarze wcale mi nie pomagają, wręcz przeciwnie.
Kocham Cię, maleńka, ale nie zrobię nic w kierunku naszego zejścia. Czas pokaże czy jesteśmy dla siebie czy nie. Problem w tym, że pod wpływem emocji sama wybrałaś taką drogę, ja Cię tym razem do tego nie zmuszałam.
Najwyżej zostanę sama. Nie chcę na siłę utrzymywać relacji z ludźmi. Wolę zostać sama, ze swoim niejedzeniem, pustką, czasem smutkiem i spadającymi liczbami, które może kiedyś uszczęśliwią mnie na tyle, że stanę przed lustrem i sama do siebie powiem " jesteś piękna ".



Wstyd się przyznać. 
W niedziele i poniedziałek była regularna porażka.
Rano było okej, cały dzień trzymałam dietę, a gdy przyszedł wieczór obudził się we mnie potwór, który pożerał wszystko co znalazł na drodze. Ale dostałam okres więc wszystko jasne.
Wczoraj już było okej, dzisiaj też będzie, w piątek, sobotę też.
I może w sobotę się zważę rano albo jutro.
Nie wiem, boję się, że zobaczę 60 kg. A gdyby tak było, to skończyłabym w kuchni przygotowując za pewne ucztę napadową ze wszystkimi smakołykami i nie-smakołykami byle by zapchać czymś brzuch, a potem czuć jakbym miała wybuchnąć.
Moje życie to koło, które wciąż zatacza krąg.
A kiedy pójdę do przodu i już nie wrócę do 58 kg?

czwartek, 24 września 2015

07 ~ znów mi się śnisz, jak gdyby nigdy nic

Zepsułam, zepsułam. Zepsułam.
W sobote - porażka.
Niedziela - głodówka.
Poniedziałek, wtorek - porażka.
Nie komentuję tego, miałam takie straszne parcie na żarcie jak przed okresem.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak się czułam w środę z tym ciężarem dwudniowego obżarstwa. Więc postanowiłam ścisłą dietę na tydzień do nstępnej środy i dopiero wtedy się zważę.
W środę miałam głodówkę, wczoraj lodową mono dietę, dziś głodówka, bo zważyłam się z czystej ciekawości i

                                                    57,6 kg

A jak wyjeżdżałam tydzień temu miałam 57 i rzez ten tydzień mogłam już ważyć dziś co najmniej 56-55 kg.


Dlatego muszę to odrobić. Jutro zobaczymy na co pozwoli mi sytuacja w domu. Albo lodowa mono dieta albo zjem zupę jak będzie trzeba. Samą wodę.
I już się nie ważę, aż do środy rano.
Trzymajcie za mnie kciuki, ja trzymam za was.
Do przodu, a raczej do dołu, kruszyny.

piątek, 18 września 2015

06 ~ i wszystko, wszystko dopiero się zaczyna

Post na szybko bo zaraz wyjeżdżam i życzcie mi powodzenia, żeby skutecznie udało mi się uniknąć jedzenia i nie zepsuć tego co już mam.
Wczoraj była głodówka. Teraz popijam kawę i z ciekawości stanęłam na wagę.
                                                   58 kg

Tyle ważę po dzisiejszym ' jedzeniu ' i przed chwilą właśnie zjadłam sałatkę owocową z jogurtem naturalnym. Czyli mogę odliczyć jakieś 0,5 kg, co daje 57,5.
A przynajmniej mam nadzieje. I że po tych owocach nie przytyję.


Muszę wam powiedzieć, że bardzo długo nie udawało mi się zejść poniżej 60 odkąd rok temu drastycznie przytyłam do 64 kg. Zawsze się wahało od 59 czasami do 62-63. Ale nareszcie. Udało mi się.
I zejdę do tych 55. Choćby nie wiem co. Najlepiej by było jeszcze w tym miesiącu, ale zobaczymy jak mi to wyjdzie tym bardziej, że ten weekend to pewna przeszkoda.
Zastanawiam się nad podjęciem mono diet. 
Podobno skuteczne, ale ciekawe czy u mnie jeśli kiedy ja coś zjem, to jest na prawdę duży wyczyn, nie wliczając w to napadów, bo boję się, że jak zjem cokolwiek to zacznę jeść wszystko. To błędne koło. Wiem.
Dlatego może te mono diety to będzie dobra opcja.
Trzymajcie się, kruszyny.

EDIT:
Zważyłam się z samego rana przed wyjazdem. Było 57 kg.
Nie udało mi się jednak uniknąć jedzenia w sobotę i pewnie przybyło do tych 58. Dzisiaj głodówka, jutro zobaczymy.