W niedziele trochę nie poszło tak, jak planowałam. W sumie podejrzewałam, że tak będzie. Niedziela zawsze wszystko psuje i humor i dietę. Jednak się cieszę, że w sobotę mi wyszło, bo bywało i tak, że cały weekend miałam zepsuty co rujnowało cały tydzień.
Zjadłam w niedziele jakieś 700 kcal do 13, a potem już nic. Ale do końca dnia czułam pełność w żołądku i jakieś 10 kg cięższa.
Dzisiaj było jakieś 400 rano i do końca nic. Jutro planuję głodówkę, żeby odrobić te dwa dni. W środę też bym zrobiła, ale nie wiem jak wyjdzie, bo po pierwsze dzień wolny i nie wiem czy będę miała co robić, by nie myśleć o jedzeniu, a poza tym w czwartek i tak wypada głodówka według planu. Zobaczymy. Mam nadzieje, że wszystko pójdzie jak najlepiej.
Wiecie co, czasem mam myśli, że osiągnęłam już tyle, straciłam tyle kilogramów i to w sumie nie małe osiągnięcie i mam ochotę rzucić to wszystko za sobą. Ale zaraz potem widzę, jak wyglądam i jak bym chciała wyglądać to po pierwsze, a poza tym, nie mogę znieść uczucia pełności, ciężaru w żołądku. To silniejsze ode mnie.
Do świąt trzeba zrzucić, bo to już niedługo, a nie wiadomo ile w ciągu świąt może przybyć, więc wypadałoby się zabezpieczyć na wszelki.
Właśnie, święta. Przeraża mnie to. Jedzenie, dużo jedzenia.
A raczej to jak będę wyglądać po tych świętach..