Zawsze wydawało mi się, że trafiłyśmy na siebie, bo takie było przeznaczenie. Poznać Ciebie, osobę, która rozumie mnie jak nikt inny.
Wzloty i upadki, płacz i śmiech, ale zawsze w środku czułam, że jesteś dla mnie wszystkim. Skoczyłabym za Tobą w ogień.
Ale wszystko jest nie tak, przez moje problemy psychiczne, moje zaburzenia odżywiania, a przy tym zaburzenia widzenia siebie w obiektywnym świetle.
Zamiast tego wyznaje romantyczny subiektywizm, który niszczy wszystko w moim życiu.
Każdy mi powtarza, że schudłam ' strasznie ', a ja nie wiem, jak to jest, nie widzę tego. Nadal jestem dla siebie czymś obrzydliwym, na co nigdy bym nie spojrzała, gdybym nie musiała. Nie chcę niczego stracić, chcę po prostu poczuć się dobrze w swojej skórze, a ludzie mówiąc takie zbędne komentarze wcale mi nie pomagają, wręcz przeciwnie.
Kocham Cię, maleńka, ale nie zrobię nic w kierunku naszego zejścia. Czas pokaże czy jesteśmy dla siebie czy nie. Problem w tym, że pod wpływem emocji sama wybrałaś taką drogę, ja Cię tym razem do tego nie zmuszałam.
Najwyżej zostanę sama. Nie chcę na siłę utrzymywać relacji z ludźmi. Wolę zostać sama, ze swoim niejedzeniem, pustką, czasem smutkiem i spadającymi liczbami, które może kiedyś uszczęśliwią mnie na tyle, że stanę przed lustrem i sama do siebie powiem " jesteś piękna ".
Wstyd się przyznać.
W niedziele i poniedziałek była regularna porażka.
Rano było okej, cały dzień trzymałam dietę, a gdy przyszedł wieczór obudził się we mnie potwór, który pożerał wszystko co znalazł na drodze. Ale dostałam okres więc wszystko jasne.
Wczoraj już było okej, dzisiaj też będzie, w piątek, sobotę też.
I może w sobotę się zważę rano albo jutro.
Nie wiem, boję się, że zobaczę 60 kg. A gdyby tak było, to skończyłabym w kuchni przygotowując za pewne ucztę napadową ze wszystkimi smakołykami i nie-smakołykami byle by zapchać czymś brzuch, a potem czuć jakbym miała wybuchnąć.
Moje życie to koło, które wciąż zatacza krąg.
A kiedy pójdę do przodu i już nie wrócę do 58 kg?