sobota, 12 września 2015

04 ~ mówią lepiej udawać, że jesteś ze skali

W piątek zepsułam swoje starania.
Wypiłam piwo, zagryzłam garścią orzeszków i jeszcze przegryzłam czekoladowym cukierkiem. Po tych 4 dniach nie jedzenia, to było za dużo. Było mi strasznie ciężko. Miałam pić jeszcze więcej, ale doszłam do wniosku, że lepiej dam spokój swojemu żołądkowi.
A najlepsze jest to, że myślałam, że na pewno przytyłam po tym, a rano na wadze ujrzałam 57 kg.
Wczoraj nie było lepiej. Wiem, że to nie był napad. Żałowałam, ale doszłam do wniosku, że muszę coś zjeść bo już przez cały ranek strasznie kręciło mi się w głowie tak, że musiałam się czegoś przytrzymać.
Przez chwilę miałam ochotę włożyć w siebie wszystko co napotkam na drodze. Ale za chwilę ochłonęłam i przypomniałam sobie ból brzucha, który będzie mi towarzyszył i uczucie, jak będę musiała się czuć następnego dnia.
Więc po jednym niewielkim posiłku skończyłam w ogóle o tym rozmyślać.


Dzisiaj się nie ważę. Boję się. Mimo, że to nie był napad, ale i tak z głodówki wychodzić się powinno tyle dni ile się w niej było stopniowo wprowadzając jedzenie, a nie nagle.
Wypiłam wczoraj wieczorem herbatę wspomagającą trawienie i czekam aż ze mnie to wyjdzie. Robię jeszcze dziś głodówkę za wczoraj i przedwczoraj, a od jutra powoli wprowadzam lekkie jedzenie. Jogurty, rosół. 
Jak wytrzymam ten tydzień powinnam w piątek ujrzeć 55 kg.
Tak dawno nie widziałam tej liczby. Tęsknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz