Zacznijmy może od tego, że jestem tu już chyba 4 raz i 4 raz zaczynam od początku. Nie, to nie znaczy, że tyle razy wracałam do diety, bo z diety nigdy nie wyjdę, a raczej z zaburzeń odżywiania i do końca życia będę na zmianę się głodzić i opychać jakbym przez rok nie widziała jedzenia. Chodzi mi o to, że 4 raz wracam na bloggera pod inną nazwą, bo mam nadzieję, że pisząc i ze wsparciem innych, uda mi się wreszcie osiągnąć ten cel, który za każdym razem jest tak blisko i za każdym się od niego oddalam. Chcę na prawdę już ważyć 52 kg, a potem powoli i skutecznie wychodzić z tego bagna i na nowo móc cieszyć się życiem. Wiem, że te myśli nigdy ze mnie nie wyjdą i do końca życia będę patrzyła na to, co jem, ale będę szczęśliwsza, gdy będę lżejsza i dobrze o tym wiem, bo już raz miałam szansę posmakować takiego szczęścia ważąc najmniej w swoim 3 letnim zmaganiu z wagą, a mianowicie 55 kg. Później przyszły myśli ' oh, jestem już chuda, mogę sobie pozwolić na to i tamto ' i w taki sposób w krótkim czasie przyszedł efekt jojo i ważyłam czasem nawet w porywach do 66 kg. A 3 lata temu zaczynałam z liczbą 75.
Teraz już wiem, że to błędne koło, a nie mogę całe życie na zmianę tyć i płakać i głodzić się i chudnąć, bo tak wiele spraw w swoim życiu zaniedbałam z tego powodu.
W tym tygodniu stuknęła mi znowu najniższa od dawna waga. 56,5 kg.
I oczywiście znowu w euforii w jeden dzień zjadłam tyle, co nie zjadłam przez cały tydzień i następnego dnia było już 58,8.
Teraz nie wiem ile ważę i boję się sprawdzić. Mam okres, wczoraj znowu miałam napad i pewnie jest bite 60 kg.
Aż mnie nosi jak patrzę na tą liczbę.
Jaki jest mój plan?
Przez ten tydzień ograniczać jedzenie do minimum. Naprawdę minimum. Dzisiaj głodówka, tylko kawa, herbata, woda. Jutro tak samo, ewentualnie jakiś jogurt lub marchwiowy sok. I tak do piątku. W piątek rano się zważę i zobaczymy na czym stoję. Będę już po okresie, więc wszystko będzie czysto i przejrzyście.
W tydzień nie jedzenia nie schudnę 7 kg, wiem. Ale jak dobrze pójdzie będę bliżej niż myślę, a wy będziecie czuwać, żebym znowu tego nie zepsuła.
Zaczynam walkę ostateczną i potrzebne mi wasze wsparcie.
Jesteście gotowe?
Wiem coś o tym wracaniu. Wracamy i będziemy wracać bo to nigdy z nas nie wyjdzie. Trzymam za ciebie kciuki i ja też zaczynam walkę ostateczną, myślę, że to jest ten czas, wreszcie damy radę! ♥
OdpowiedzUsuńUtknięcie na bloggerze - czemu brzmi to tak znajomo?
OdpowiedzUsuńZ tym chudnięciem to spokojnie, nic na siłę. W takim tempie szybko zleci :) Powodzenia